"Powstania warszawskie - ani tryumf, ani zgon..."

          Tytuł zaczerpnięty został z tytułu książki Tomasza Łubieńskiego "Ani tryumf, ani zgon... Szkice o powstaniu warszawskim". W tej ostatniej, podsumowującej części postaram się zebrać opinie, komentarze i kontrowersje dotyczące powstania warszawskiego. Spróbuję również pokazać miejsce, w którym współcześnie znajduje się powstanie warszawskie w naszej narodowej kulturze, tradycji i historii. Zobrazuję także sytuację żołnierzy Armii Krajowej pod okupacją sowiecką, w której przyszło im żyć, aż do 1989 roku.
          Koniec wojny i okupacji niemieckiej był dla części obywateli polskich wyzwoleniem od strachu i konieczności ukrywania się. Dotyczyło to przede wszystkim obywateli narodu żydowskiego. Dla innych zaczęła się swego rodzaju wojna domowa. W lasach pozostawała jeszcze część oddziałów partyzanckich. Ogromne rzesze ludności szukały nowego miejsca osiedlenia lub wracały do opuszczonych przed wojną lub w jej czasie siedzib. Do zrujnowanej Warszawy, niemal nazajutrz po zajęciu jej przez Armię Czerwoną - 17 stycznia 1945 roku, wracali mieszkańcy stolicy wygnani przez Niemców po upadku powstania warszawskiego. Zmusiło to nowe władze do zaniechania przeniesienia stolicy do innego miasta.
          Z chwilą zajęcia polskich ziem przez Armię Czerwoną w 1944 roku zaczęto masowo wywozić w głąb Związku Sowieckich Republik Radzieckich działaczy podziemia oraz żołnierzy i oficerów Armii Krajowej. Wytaczano im procesy, skazując na śmierć lub długoletnie łagry, oskarżając o działalność antysowiecką. Część akowców umieszczano w obozach internowania, część zginęła lub zmarła w nieludzkich warunkach łagrów. Niektórzy powrócili do kraju po kilku, niekiedy po kilkunastu latach dopiero w 1956 roku.
          Życie w powojennej Warszawie - jak pisze Norman Davies - "zaczęło się na nowo w scenerii przypominającej Hiroszimę. Ewakuowano niemal wszystkich mieszkańców. Pod względem fizycznych zniszczeń - (...) nie ocalało prawie nic - Warszawa przedstawiała obraz gorszy niż Drezno". [2] W takiej właśnie scenerii rozprawiano się z polskim podziemiem. W latach 1950 - 1953 zlikwidowano ostatecznie podziemie niepodległościowe. Tragicznym przeżyciem dla wielu jego działaczy było osadzenie ich w więzieniach razem z czołowymi niemieckimi prześladowcami Żydów i Polaków w czasie okupacji oraz oskarżenie o współpracę z gestapo. Wstrząsającym dokumentem są tu wspomnienia Kazimierza Moczarskiego, [10] osadzonego w więzieniu z generałem SS Jurgenem Stropem, likwidatorem w 1943 roku warszawskiego getta.
          "Terror sowiecki taki sam jak gestapo - depeszowano z lubelskiej AK do Londynu w październiku 1944 roku" [6] - jak pisze Andrzej Kaczyński, autor artykułu "Czerwone jak czarne" - "w nocy z 3 na 4 stycznia 1944 roku wojska sowieckie, po raz drugi przekroczyły przedwojenną granicę Rzeczypospolitej. Generał Komorowski - 19 kwietnia napisał w depeszy do naczelnego wodza: "Stosunek Sowietów do nas oceniam z realizmem. Niczego dobrego z tamtej strony nie oczekujemy. Nie łudzimy się też ich lojalnością we współpracy z niepodległymi czynnikami polskimi." [6]
          Losy członków Armii Krajowej w Polsce Ludowej przypominały "wielkie polowanie" - jak zatytułował swój artykuł, cytowany powyżej Andrzej Kaczyński. Dnia 3 września 1944 roku Niemcy uznały prawa kombatanckie żołnierzy Armii Krajowej. ZSRR takiego zobowiązania nigdy nie złożył. 31 lipca Stalin nakazał rozbroić AK. "W jego ślad poszli polscy komuniści. Gomułka oświadczył, akowcy okazali się elementem wrogim, który bezwzględnie należy usunąć. Zambrowski użył ostrzejszego słowa: wytępić jak robactwo". [7]

          Przez cały okres Polski Ludowej ZSRR rozprawiał się z polskimi obywatelami walczącymi w podziemiu, metodami jak najbardziej barbarzyńskimi. Wiele z tych zbrodni do dziś dnia nie zostało wyjaśnionych, odtajnionych, a kaci nie ponieśli kary. Sowieci przez przeszło sześćdziesiąt lat nakazywali milczenie w wielu istotnych dla Polski i Polaków wydarzeń. Dotyczy to zarówno powstania warszawskiego, zbrodni katyńskiej, masowych deportacji na Syberię i do Kazachstanu, czy jakże kontrowersyjnych doniesień o roli Żydów w antypolskiej dywersji, między innymi w Grodnie. [11]
          Polacy żyli w kłamstwie, w najlepszym wypadku w pół-prawdzie przez cały okres komunistycznego reżimu sowieckiego w Polsce. Fałszowanie prawdy historycznej zarówno dotyczącej zbrodni katyńskiej jak i powstania warszawskiego czy wizerunku żołnierza Armii Krajowej, polskiego podziemia było na przysłowiowym porządku dziennym. Komentarze dotyczące powstania warszawskiego należały w powojennych podręcznikach historii do rzadkości. Jeżeli już wspominano o nim, to po to, aby je brutalnie potępić, a media pozostawiały niezachwiane w swoim zakłamaniu. [2] Wszystkie niewygodne fakty jak pisze Norman Davies - wymazano. [2]
          Powstanie warszawskie było również tematem długo ignorowanym w historii wojska - temat powstania był zwyczajnie przemilczany.

          Dziś w dwudziestym pierwszym wieku, w demokratycznym państwie, historycy, intelektualiści, politycy starają się pokazać prawdę o tragicznych wydarzeniach z sierpnia 1944 roku. Wokół powstania toczy się polemika dotycząca jego sensu, jak przy każdym sporze pojawiają się głosy za i przeciw. Powstają publikacje dotyczące słuszności wybuchu zrywu, przy okazji kolejnych rocznic wybuchu, z gazet "krzyczą" nagłówki artykułów, czy owe wydarzenia były potrzebne czy też nie, na forach internetowych roi się od polemik na ten temat. Stanowiska są tak różne, jak różne są poglądy polityczne osób, które je prezentują.
          I jedni i drudzy przedstawiają silne argumenty, broniąc swoich racji.
          Spór o powstanie warszawskie, ściślej spory - jak pisze Kazimierz Kąkol "zaczęły się w chwili wybuchu powstania i trwają do dnia dzisiejszego i będą trwać jeszcze wiele lat." [1] Spory wokół powstania warszawskiego dotyczą zarówno jego sensu politycznego, kwestii militarnej, "przydatności, efektywności doraźnej, strategicznej - równocześnie powstanie osadziło się w świadomości, wrosło w polską historię". [1]

          Żeby toczyć jakiekolwiek dyskusje dotyczące sensu powstania, trzeba poznać fakty, które stoją poza sporem, a których nie możemy odrzucić. Przede wszystkim jest to brak spójności i synchronizacji poczynań w dziedzinie polityki działaniami militarnymi. Materialne wyposażenie polskiej armii zarówno jakościowo i ilościowo pozostawało daleko w tyle za okupantem. Według Kazimierza Kąkola "Armia Krajowa na terenie Warszawy według danych z 29 lutego 1944 roku wynosiła 38 160. Jeśli uwzględnić liczbę 11 000 żołnierzy obwodu podmiejskiego to razem w okręgu Warszawa AK mogło stanąć do walki około 50 tys. żołnierzy" [1], dla porównania siły niemieckie na tym terenie wynosiły 15 000, natomiast na terenie okręgu warszawskiego 40 000. Wyposażenie żołnierzy polskiego podziemia - jak pisze Kazimierz Kąkol - "przedstawiało się żałośnie" [1].
          Niemały wpływ na rozwój sytuacji powstańczej Warszawy miało również gwałtowane przyspieszenie wydarzeń na frontach wojny u schyłku 1943 roku w i w pierwszej połowie 1944. Owe spiętrzenie wydarzeń w czasie powodowało pospiech w podejmowaniu decyzji, powadzeniu negocjacji, dochodzeniu do konkluzji, absolutnie koniecznym. Wreszcie chyba najważniejszym faktem, który przyczynił się do klęski powstania warszawskiego, była decyzja w sprawie godziny "W", godziny rozpoczęcia walk.
          Plan "Burza" poprzedzający wybuch powstania nie przewidywał walk w stolicy, miał mieć jedynie charakter demonstracyjny, ujawniać wobec Armii Czerwonej część podziemnych sił zbrojnych i konspiracyjnego aparatu władzy cywilnej. Dopiero w drugiej połowie lipca naczelne władze Polski Podziemnej powzięły inną decyzję. "Postanowiono odebrać stolicę Niemcom wysiłkiem żołnierza polskiego przed wkroczeniem Armii Czerwonej. 21 lipca 1944 dowódca Armii Krajowej przekazał do naczelnego wodza w depeszy informację, że wydał rozkaz stanu czujności do powstania". [1]
          Podstawą wydania takiego rozkazu była wspomniana już sytuacja na froncie wschodnim. Powstaniu zbrojnemu przeciwstawił się naczelny wódz gen. K. Sosnkowski, który w depeszy do prezydenta RP, podkreślił, że "wszelka myśl o powstaniu zbrojnym jest nieuzasadnionym odruchem pozbawionym sensu politycznego, mogącym spowodować tragiczne, niepotrzebne ofiary." [1]
          Niestety depesza ta dotarła do Londynu w dniu 1 sierpnia, więc na jakiekolwiek kroki było już za późno. Zatem decyzja o powstaniu była decyzją polityczną, podejmowana w "trybie połowicznych uzgodnień, pod presją fachowych argumentów (...) Decyzja o wyborze godziny "W" podjęta została pod wrażeniem niesprawdzonych informacji o dotarciu Armii Czerwonej na przedmieścia Warszawy." [1]
          Do podanych powyżej czterech faktów, których słuszność można zakwestionować, należy dodać fakty, których kwestionowanie nie ma sensu. To z jednej strony nastroje oraz psychiczne parcie uciemiężonego narodu polskiego na walkę z wrogiem, z drugiej zaś strony, wspominany brak zabezpieczenia politycznego i militarnego. Do tych faktów należy dopisać również negatywne stanowisko ze strony państw zachodnich - odmowa udzielenia pomocy z ich strony, oraz brak pomocy ze strony ZSRR i prób jakiegokolwiek skoordynowania powstańczego uderzenia z uderzeniem wojsk sowieckich.

          Bogata dziś literatura wspomnieniowa daje nam po przeszło sześćdziesięciu latach wyobrażenie o przeżyciach, jakie stały się udziałem warszawiaków w 1944 roku. Fakty historyczne pozwalają nam w niemałej mierze zrozumieć oceny, jakie formułowali na przestrzeni dziejów zwolennicy i przeciwnicy zrywu niepodległościowego, bo takim mianem możemy określić powstanie warszawskie.
          Oceny powstania warszawskiego, zmieniały się również, tak jak zmieniały się nastroje polityczne w Polsce po 1945 roku. W sposób niezwykle chamski wypowiadał się o powstaniu w latach 50-tych premier Edward Osóbka-Morawski, który często nazywał AK - "mianem zaplutego karła reakcji", wyrażenie to - jak pisze Tomasz Łubieński - "zapożyczono z najgorszej radzieckiej propagandy" [9]. Michał Rola-Żymierski świadomie kłamał, że "Bór - Komorowski uciekł z Warszawy". [9] Jak podaje Tomasz Łubieński - "w propagandzie przeciwko powstaniu nie szczędzono również słowa "Targowica", co miało szczególny smak i zapach w ustach ludzi, których w powszechnym odczuciu uważano za spadkobierców tej niesławnej historii." [9]
          Służby publicystyczne PRL zajmowały się tematem powstania mówiąc, pisząc o nim w złej wierze, posługiwały się kłamstwem fałszem i wspominaną pół-prawdą, lub też prawdą o zmienionych proporcjach. W okresie "Solidarności" powstanie stanowiło swoistego rodzaju lekcję odwagi i rozwagi. Edmund Osmańczyk zaraz po wojnie wyraził je prostym wierszem "Przeklnie rozum tysiąckroć Powstanie, serce ujrzy tysiąckroć je w glorii." [9]

          Współcześnie nie musimy już milczeć, obnosić się kłamstwem, czy pół-prawdą. Możemy otwarcie dyskutować o powstaniu warszawskim. W tej dyskusji ogromna rolę odgrywa Norman Davies, który uległ urokowi polskiej historii. Zafascynowany piękną i jednocześnie tragiczną historia naszej ojczyzny, wylicza polskie błędy na przestrzeni dziejów, ale czyni to bez szczególnego nacisku.
          Z kolei Andrzej Kunert stwierdza, że powstanie warszawskie było ciosem w serce Moskwy [9]. Mnie to stwierdzenie jest bardzo bliskie, bo chociaż poniosło klęskę, skazując na śmierć tysiąc ludzi, niszcząc stolicę, to było ono wielkim czynem, czynem godnym szacunku i dyskusji, ale dyskusji opartej na prawdzie.
          Na to wydarzenie historyczne trzeba patrzeć z krytycyzmem, dostrzegać ogrom śmierci i spustoszenia, jakiego doznała walcząca Warszawa. Warto tu wspomnieć o 6 sierpnia, który był dniem przełomowym powstania., dniem, od którego zaczęło się ono powoli staczać, choć trwało jeszcze i tak długo.
          Czytając książkę Normana Daviesa "Powstanie 44", najbardziej przemawia do mnie wspominany już ogrom ludzkiej tragedii, która spotkała ludność cywilną stolicy. Okrucieństwo ze strony nazistowskich Niemiec, ale i sowieckiej Rosji. Relacje świadków zgromadzone przez autora są wstrząsające, przesycone bólem, brakiem nadziei, beznadziejnością.
          Jednakże pomimo ogromu tragedii 1944 roku tak naprawdę nie jesteśmy w stanie jednoznacznie ocenić słuszności decyzji podejmowanych latem 44 roku. Spróbujmy odpowiedzieć z czystym sumieniem powiedzieć żołnierzowi Armii Krajowej, że powstanie warszawskie nie miało jakiegokolwiek sensu.. Spróbujmy powiedzieć, że jego walka była daremna, że walczył po próżnicy? Moim zadaniem powstanie warszawskie miało ogromne znaczenie dla świadomości narodowej Polaków, dało im poczucie jedności, kolejne sukcesy powstańców, dawały namiastkę wolności, dawały nadzieję na niepodległą ojczyznę. Niestety więcej było porażek, co przytłaczało nasz naród, zabierając cień nadziei na wolną Polskę.
          Ogromną rolę w ocenie słuszności decyzji o wybuchu powstania odgrywa wywiad z Tadeuszem Borem-Komorowskim z 1964 roku, w którym sformułował on własne stanowisko wobec powstania i własnej decyzji, aby je rozpocząć.
          Jak pisze Władysław Bartoszewski - relacjonując słowa generała Komorowskiego: "Gdybyśmy zachowali się zupełnie biernie, Warszawa nie uniknęłaby zniszczeń i strat. Musieliśmy się liczyć z tym, że jeśli stolica stanie się polem bitwy i walk ulicznych między Niemcami i Sowietami, może ją czekać los Stalingradu. Wiedzieliśmy również o przygotowaniach niemieckich do masowej ewakuacji ludności. Według naszych przewidywań, bój podjęty przez nas wewnątrz miasta w momencie, gdy Rosjanie uderzą z zewnątrz, skróci czas walki i oszczędzi zniszczeń. Pomyłka polegała na tym, że według naszej oceny względy natury wojskowej, dążenie Rosji do szybkiego powalenia Niemiec, będą miały przewagę nad innymi. Okazało się, że było inaczej. Ani na chwilę nie mam zamiaru uchylić się od osobistej odpowiedzialności za decyzję, które podejmowałem jako dowódca Armii Krajowej. Musimy jednak pamiętać o jednym - opór zbrojny i walka orężna wobec najeźdźcy nie były narzucane społeczeństwu przez jakiś rozkaz z góry. Ta decyzja została podjęta przez cały naród samorzutnie nie w sierpniu 1944 roku, ale już we wrześniu 1939 roku." [1]
          Czytając wypowiedz Bora-Komorowskiego widzimy, że naród polski, ludność Warszawy, zmęczona okupantem postanowiła stawić mu opór, pokazać, że Polacy to naród, dla którego niepodległa ojczyzna, wolna od okupanta stanowi najwyższe dobro.
          Jak już wspominałam przez wiele lat nie wolno było w stolicy ukazywać miejsc związanych z wydarzeniami 1944 roku, nie mówiąc już o oddawaniu czci poległym w walkach. Oficjalnym przewodnikom, podobnie jak i podręcznikom nakazywano pomijać powstanie warszawskie, długim i głuchym milczeniem. Jednak ludzie pamiętali - pamięć nie dała się zgładzić.

          Dużym przełomem była wizyta papieża Jana Pawła II 2 czerwca 1979 roku na Placu Zwycięstwa - papież trzykrotnie powracał do tematu przywołującego powstanie warszawskie. Podczas homilii w taki oto sposób Jan Paweł II mówił - "Jest rzeczą słuszną, aby dzieje narodu rozumieć poprzez każdego człowieka w tym narodzie - to równocześnie nie sposób zrozumieć człowieka, inaczej jak w tej wspólnocie, którą jest naród. (…). Nie sposób zrozumieć tego Narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną - bez Chrystusa. Nie sposób zrozumieć tego miasta Warszawy, stolicy Polski, która w 1944 roku zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu." [5] W tej samej homilii wspominał "o tych, których setki tysięcy zginęły w murach warszawskiego getta, o ludziach, którzy żyli z nami i wśród nas." [5]
          Jan Paweł II zawsze wzywał swój naród do pamięci historycznej, do prawdy. Do walki o tę prawdę, do walki o ojczyznę i o godne życie dla każdego człowieka.
          Przemiany roku 1990 dały początek swobodom nieznanym dotąd przez większość polskich obywateli. Wybór Lecha Wałęsy na prezydenta w grudniu 1990 oku przyniósł między innymi zniesienie cenzury, co dla żyjących uczestników powstania warszawskiego było ogromnym przełomem w ich walce o głoszenie prawdy. Po raz pierwszy od wielu lat mogli swobodnie mówić, publikować, organizować spotkania, odchodzić rocznice, stawiać pomniki i tablice pamięci o tym wszystkim, co było dla nich ważne, a może i najważniejsze, o tym, co przesłoniło ich młodość, wyryło głęboką ranę w sercu.

          W latach 90-tych umorzono również wiele wyroków i zrehabilitowano wielu tych, którzy związani byli z podziemiem. Dotyczyło to między innymi Emilia Fieldorfa pseudonim "Nil", który pośmiertnie został oczyszczony z zarzucanego mu czynu. [3]
          W latach 90-tych jak pisze Norman Davies ruszył "strumień najróżniejszych publikacji na temat powstania, pojawiło się wiele pamiętników pisanych przez byłych powstańców (...) publikowano szczegółowe relacje ze szlaku bojowego poszczególnych jednostek i zgrupowań." [2]
          Niestety, mimo upadku systemu komunistycznego w krajach wschodniej Europy, po dziś dzień światowa opinia publiczna wie niewiele na temat Powstania Warszawskiego 1944. Bywa ono często utożsamiane z powstaniem w gettcie w roku 1943.
          Hucznie zaczęto obchodzić kolejne rocznice wybuchu powstanie. Podczas obchodów 50-tej rocznicy prezydent Lech Wałęsa mówił: "powstańcy Warszawy chwycili za broń. (...) Wolność wystąpiła przeciw zniewoleniu. Płomień powstania pozostał w ludzkich duszach i sercach. Przekazywano go w sztafecie pokoleń. Duch okazał się niezniszczalny i nieśmiertelny. Żołnierze Powstania! Nie walczyliście daremnie!" [12]

          Moim zdaniem to właśnie taką postawę wobec powstania powinien przyjąć współczesny Polak, nie zapominając o tragizmie powstańczych dni, zniszczeniach i o śmierci. Jednakże nie możemy jako naród potępiać tych, którzy walczyli o swoją wolność, ale również, a może przede wszystkim, przyszłych pokoleń.
          Podobnie jak Lech Wałęsa, tak i prezydent Niemiec Roman Herzog - mówił prosząc o wybaczenia - "1 sierpnia 1944 roku jest niezatartym symbolem walki narodu polskiego o wolność, walki o ludzka godność i zachowanie narodowej tożsamości. Stał się uosobieniem Polski walczącej, która nigdy nie pogodziła się z upokorzeniem, bezprawiem i grożącą zagładą. Pochylam głowy przed bojownikami Powstania Warszawskiego." [4]
          Jako społeczeństwo, jesteśmy winni tym wszystkim, którzy walczyli z okupantem wielki szacunek, gdyż w dużej mierze to właśnie dzięki ich poświęceniu, ofierze, często życia, my żyjemy w wolnej Polsce.
          Jak pisze Norman Davies - "na początku XXI wieku powstanie warszawskie zaczyna już ostatecznie przechodzić do historii. Trzecia Rzesza dawno zakończyła swój żywot. Związek Sowiecki umarł nagłą śmiercią i nikt już nie wierzy w totalitarne ideologie, przeciwko którym wystąpili powstańcy. Bojownicy z 1944 roku w większości już pomarli." [2]

          Jednak pamięć o powstaniu jest wciąż żywą raną wśród polskiego społeczeństwa, podobnie jak zbrodnia katyńska. Snując rozważania na temat sensu wybuchu powstania doszłam do wniosku, stojąc po stronie zwolenników tego zrywu, że powstanie było potrzebne, nie było na pewno triumfem naszego narodu, ale odegrało istotną rolę w kształtowaniu nowego pokolenia Polaków. Zgadzam się z argumentami cytowanego Normana Daviesa "powstanie stało się ostrzeżeniem przeciwko koalicjom z rozsądku (...) Pokazało, że wielkie mocarstwa mogą dużo mówić o demokracji i jednocześnie nie przywiązywać do niej dużej wagi (...) Koalicje rzadko powstają we wspólnym interesie dla wszystkich członków." [2]
          Pomimo swojej długiej nieobecności w okresie PRL-u powstanie warszawskie wywarło - jak już wspominałam - głęboki wpływ na kształtowanie się postaw w powojennej Polsce. Miało również ogromne, nieśmiertelne przesłanie moralne, jak pisze Norman Davies "są w życiu rzeczy droższe ponad życie". [2]
          Uważam, że pomimo całej listy błędów, które niesie ze sobą tragedia powstania, nie powinniśmy go jednoznacznie przekreślać i potępiać, szukać winnych, często wśród tych, których już nie ma wśród nas. Powinniśmy natomiast szerzyć wśród kolejnych pokoleń prawdę historyczną, dotyczącą tych wydarzeń, które przez długi okres w historii naszego narodu były białymi plamami.

Anna Górzyńska


          Bibliografia
          1. W. Bartoszewski, Dni walczącej stolicy. Kronika Powstania Warszawskiego, Alfa, Warszawa 1989
          2. N. Davies, Powstanie 44, Znak, Kraków 2009
          3. M. Fieldorf, L. Zachęta, Generał Nil, Rytm, Kraków 2009
          4. R. Herzog "Proszę o wybaczenie. Fragmenty przemówienia prezydenta Niemiec R. Herzoga [w;] "Gazeta Wyborcza" 1994, nr 178
          5. Jan Paweł II, Przemówienia, Homilie. Polska 2.06.1979-10.06.1979, Wydawnictwo Uniwersyteckie, Kraków 1979
          6. A. Kaczyński, Czerwone jak czarne, "Rzeczypospolita - Pamięć powstania 44", sierpień 44, wyd. II, Warszawa 2007
          7. A. Kaczyński Wielkie polowanie, "Rzeczypospolita - Pamięć powstania 44", sierpień 44, wyd. II, Warszawa 2007
          8. K. Kąkol, Spór o powstanie warszawskie. Gorzka lekcja czy przepustka historii, Krajowa Agencja Wydawnicza Warszawa 1985
          9. T. Łubieński, Ani triumf, ani zgon. Szkice o powstaniu warszawskim, Wyd. Nowy Świat, Warszawa 2004
          10. K. Moczarski, Rozmowy z katem, PIW, Warszawa 1985
          11. J.R. Nowak, Przemilczane zbrodnie, Wydawnictwo von Borowieckey ,Warszawa 1999
          12. L. Wałęsa, "Przemówienie z 1 sierpnia 1994 roku" [w:] Pamięć i odpowiedzialność pod red. P. Kowala


Copyright © 2010 SPPW1944. Wszelkie prawa zastrzeżone.